Do La Fontaine mam słabość,
ponieważ była to jedna z pierwszych restauracji, którą odwiedziłam w Krakowie (druga
konkretnie – pierwsza była Szara, ale jako że nie gustuję nadmiernie w
mięsiwach wszelakich, więc nawet sentyment nie zmusiłby mnie, żeby posilać się
tam zbyt często). Urzekł mnie jej klimat i smak podawanych potraw.
La Fontaine, mimo że ulokowana w
piwnicy – wcale nie przytłacza piwnicznym klimatem. Jest dobrze oświetlona i
klimatyzowana (poza jedną – ostatnią – salą, w której zdarzyło mi się siedzieć
tylko raz, ponieważ było tam zwyczajnie zbyt gorąco i duszno, mimo, że był to
luty i aura temperaturą nie rozpieszczała). Atmosfery dopełnia miła dla ucha,
francuska muzyka i dyskretna obsługa.
Smakoszem nie jestem i odpowiada
mi smak bardzo wielu, bardzo różnorodnych potraw, ale zdarza się, że gdzie nie
gdzie potrawy mi do gustu nie przypadają – nigdy jednak w La Fontaine. Tu
pierwszy raz odważyłam się spróbować ślimaków i żabich udek i tu pierwszy raz
jadłam foie gras i grasicy (nie zostałam entuzjastką żadnego z tych dań, ale
nie ze względu na jakość potrawy czy sposób przyrządzenia – to po prostu nie
jest mój smak – jadłam z czystej ciekawości, ciekawość zaspokoiłam i
wystarczy;), a towarzyszący mi zazwyczaj w posiłkach rodowity Francuz twierdzi,
że odnajduje w tym miejscu prawdziwe smaku swojej ojczyzny;)
Sam posiłek:
1.
Poczęstunek (lubię poczęstunki od „szefa” – mały
gest a cieszy;): mus z kalafiora z łososiem – wyborny, chociaż łosoś czasami
odrobinę za słony – ale równoważy smak kalafiora.
2.
Przystawka – zazwyczaj bierzemy z H. na pół – żeby nie zabierać zbyt dużo
miejsca daniu głównemu, ale jedynie delikatnie pobudzić smak: tym razem był to przekładaniec z Terrine z Foie Gras i chrupiących placuszków bakaliowych, podawany z galaretką z grzańca. Smakowite, chrupiące, w sam raz na początek posiłku .
3.
Danie główne – ja: filet z pstrąga w papilotach
z koprem włoskim, lekkim masłem z anchois i sześciu ziół, zapiekane risotto.
Niezapomniany smak. Uwielbiam ryby, a pstrąga w szczególności więc wybaczyłabym
temu daniu wiele – ale wybaczać nie musiałam absolutnie nic:);
Towarzysz
posiłku: francuska specjalność cielęca „ris de veau” w sosie porto z
borowikami, podawana z „Puree mojej Babci” – zamoczyłam tylko widelec w sosie,
ale spożywający to danie twierdził, że jest idealnie przyrządzone idealnie
doprawione i smakowite.
4.
Deser – z wózka z deserami do wyboru na „małym
talerzu” 3 rodzaje ciast, tortów, tart i…czego tam zresztą do wyboru nie ma:)
Każdy znajdzie coś dla siebie – tym razem każde z nas wzięło inny rodzaj ciast –
każde grzechu warte
5.
Wino – hmmmm – tu nie mogę za wiele powiedzieć,
gdyż wina jestem dosyć wiernym ale dosyć niewybrednym konsumentem – dobre było,
czerwone i wytrawne – przy kolejnych wizytach postaram się zapamiętywać co pijemy.
Obiecuję poprawę!
6.
A na koniec do tego wszystkiego grappa z creme
cassis – mniam
Nie muszę nadmieniać, że gorąco polecam to miejsce każdemu,
szczególnie na uroczą randkę, celebrowanie rocznic wszelakiego rodzaju,
walentynek itp. – miłe dyskretne miejsce
z naprawdę pysznym jedzeniem.
La Fontaine Restaurant, Kraków, Sławkowska 1
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz