W ramach aktywnie spędzanego weekendu i na fali wyrzutów
sumienia, że pozwoliłam Potomkowi zjeść lody o smaku „bubble gum”
i „sun of the beach”, został ów Potomek zapisany na warsztaty kulinarne.
Entuzjazm B. nie dorównywał co prawda mojemu entuzjazmowi,
ale nie oponował zbytnio, a w gorące, niedzielne popołudnie nawet z ochotą
zanurzył się w chłodne podziemia Księgarni Bona, w celu nauczenia się, że owoce
nie tylko są dobre ale mogą dostarczać również super zabawy.
I rzeczywiście zabawa była świetna – mała grupka
dzieci, miła atmosfera, znakomita prowadząca bardzo dobrze panująca nad
rozbrykaną gromadką. Początkowo sceptyczny B. bardzo szybko odnalazł
przyjemność w przygotowywaniu owocowych szaszłyków, jadalnych owocowych obrazków,
truskawek w czekoladzie (to Potomkowi zdecydowanie najbardziej przypadło do
gustu) i lemoniady.
Prawie półtora godziny minęło bardzo szybko,
a podczas powrotu do domu B. snuł opowieści o tym jak to teraz co weekend
będzie przygotowywał podwieczorki ze zdrowych, świeżych owoców i jak to nigdy,
nigdy, nigdy (nigdy, nigdy, nigdy więcej mamoooooooo) nie zje już chipsów (a to
ważna deklaracja, gdyż wiedział, że w torbie mam paczkę chipsów, którą
skonfiskowałam mu w kinie -dodawali do biletu*).
Po dzisiejszym dniu mogę więc rekomendować warsztaty
kulinarne dla dzieci organizowane przez „Dzieciaki w formie” i prowadzone przez
panią Joannę Mentel (mnie znaną z bloga "Book me a Cookie", ale o której nie
wiedziałam, że prowadzi warsztaty dla dzieci tak świetnie sobie z nimi radzi:)
*na marginesie tylko dodam, że oburzona jestem (;-) ), że dzieciom przy kasowaniu biletów dodawano chipsy (niezdrowe to - ale oburzenie nie tym było największe;) a ich matkom próbkę kremu na celulit - no ja proooooszę - że niby ja? ja mam celulit? ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz