środa, 4 marca 2015

Dobrze, tanio i miło ....i z widokiem na Rynek



Kiedy zastanawiam się nad wyborem miejsca do zjedzenia czegoś w sobotnie popołudnie, Rynek Główny nie jest główną lokalizacją dla miejsca na taki posiłek. Kojarzy mi się z głównie z ogródkami, turystami, tłokiem i wysokimi cenami. Odkryłam jednak miejsce, gdzie nie jest ani tłoczno, ani nadmiernie turystycznie, ani (co jest zaletą nie do pominięcia) drogo. Jest za to bardzo ładnie, ciepło i niezmiernie miło (trafiłam tam zimą więc temperatura panująca we wnętrzu jest dla mnie niezmiernie ważna – zimno wpadające do wnętrza przy każdym otwarciu drzwi niezmiernie psuje mi przyjemność posiłku). 
Dobra Kasza Nasza Kraków, Kasza, polskie jedzenie, Rynek Główny 28

Dobra Kasza Nasza Kraków, Kasza, polskie jedzenie


Uroczo urządzone wnętrze i  przytulne boksy, widok na płytę rynku (jeżeli siądzie się przy oknie i nie są rozłożone ogródki – po sezonie znaczy;) i kasza w menu. Kasza gryczana, jęczmienna, jaglana – na słodko, na ostro, po wiejsku i bardziej wykwintnie. Tradycyjne dnia kuchni polskiej, pyszne dania dla dzieci, piwa z lokalnych browarów i domowe ciasta i kasza (taaaaak pisałam już ale w końcu chodzi o lokal „Dobra Kasza Nasza i kasza gra tu pierwsze skrzypce) – kasza na talerzu, kasza jako element wystroju – nawet mniejszy entuzjasta kasz niż ja przyzna, że wszystko pasuje doskonale.

Jadłam w tym lokalu wielokrotnie i metodą prób i błędów znalazłam swój ulubiony zestaw:
kotleciki z kaszy jaglanej z serem na przystawkę (można jeszcze wybrać wersję bez sera – z sosem czosnkowym – wyśmienite!), kasza gryczana zapiekana z marchewką i imbirem i cukinią przyprawiona na ostro, w towarzystwie surówki z marchewki i selera pół na pół, z sosem czosnkowym oraz ciasto domowe z owocami lub babeczka z mąki gryczanej. Czasami jeszcze, gdy głów doskwiera mi wybitnie, do zestawu podstawowego dodaję krupnik (moja ulubiona zupa). 



Ostra marchewka ze świeżym imbirem jest świetna. Imbir podkręca lekko mdły i słodki smak marchewki, a kasza gryczana pasuje do tego miksu doskonale. 

Całkiem dobra jest też kasza jaglana z dynią i indykiem (chociaż indyk to nit to co tygrysy lubią najbardziej), kasza perłowa z brokułami oraz kasza gryczana z pieczonym boczkiem  i suszonymi śliwkami. Istnieje możliwość, że jadłam także kaszę perłową z wiejską kiełbasą i karmelizowanymi jabłkami – smaku jednak nie pamiętam – jedynie mgliste wrażenie. Nie powaliła mnie zatem na kolana. 

Warto się wybrać do tej restauracji będąc w okolicach Rynku. Wydaje mi się, że jest to lokal niedoceniany ani przez turystów, ani przez mieszkańców Krakowa. Szkoda. Serwowane jest tam dobre jedzenie w dobrej cenie i w miłej atmosferze. 


Dobra Kasza Nasza, Rynek Główny 28, Kraków

sobota, 7 lutego 2015

Kuchnia "bez" i dieta "aparatowa"



Z czasów swoich studiów dietetycznych (podyplomowych co prawda, ale zawsze to liźnięcie jakiejś wiedzy fachowej) kojarzę bądź to książki żywienia dotyczące ogólni, bądź to sposobu odżywiania w poszczególnych jednostkach chorobowych (przy czym otyłość potraktuję tu jako jednostkę chorobową właśnie) i typy diet dla nich stosowne – poparte długoletnimi badaniami klinicznymi i wieloletnią obserwacją przypadków. Ale to grube tomy, bez pięknych ilustracji, szczegółowych menu dziennych i nie okraszone wstrząsającymi relacjami ludzi, których tylko taka a nie inna dieta uratowała przed niechybną śmiercią.
Teraz książek dotyczących zdrowego odżywiania szukam zasadniczo hobbystycznie  i rzuciła mi się w oczy jedna prawidłowość: większość nowości rynkowych to książki o dietach „bez” – bez glutenu, bez laktozy, bez glutenu i laktozy, tylko bez mleka, tylko bez pszenicy, czy bez mleka i pszenicy do kupy, bez mięsa oraz - hit ostatnich miesięcy – bez cukru (3 tytuły w ciągu ostatniego trymestru). Mały szok. 

           Zawsze wydawało mi się, że podstawą diety zdrowej jest jej bycie różnorodną i zbilansowaną. Sama aktualnie jestem na ścieżce uczynienia ze swojego jadłospisu najpierw czegoś zdrowego,
 a następnie mniej zakwaszającego organizm (uwielbiam wszystko, dosłownie WSZYSTKO co organizm zakwasza – jakby mój gust kulinarny miał jakieś detektory;), ale taka rynkowa tendencja (będąca zapewne odbiciem preferencji klientów księgarń) mnie zastanawia.
Taką książkę bym widziała jako bestseller: „Bez przesady”;)

A na zupełnym marginesie: czy ktoś czytał kiedyś jakieś opracowanie na temat diety dla osób z aparatami ortodontycznymi? Tzn. zdrowej diety – wiem, że mogę zawsze miksować wszystko, co mi się pod rękę nawinie i jeść przez słomkę przepijając jogurtem. Nawet po przejściu początków, kiedy gryzienie po prostu boli, nie da się jeść surowych warzyw i owoców, chleb pełnoziarnisty także stanowi problem (wiem co mówię, 6 razy klejono mi zamki bo odzwyczaiłam się od miękkiego, białego chleba i nie odcinam skórek). Nie mówiąc już o tym, że jak się ma szyny na obu szczękach, wyciągi, płytkę nagryzową, i takie śmieszne rozpórki, żeby nie zagryzać zębów – jedzenie wszystkiego, co nie jest przetworzone, zmielone, miękkie lub rozgotowane praktycznie nie wchodzi w grę. Nie żujesz – nie mieszasz jedzenie ze śliną, enzymy nie rozkładają prawidłowo posiłku, pokarm jest źle przygotowany do strawienia i nawet całkiem zdrowe brokuły na parze które da się zjeść – nie dostarczają tyle, ile by mogły. Ja bardzo poproszę książkę: Zdrowa kuchnia dla metalowej buźki (W modnym trendzie mogłaby być też ewentualnie „Diet bez gryzienia/żucia” 


To można jeść jak się ma aparat 

a tego raczej nie;)

poniedziałek, 2 lutego 2015

Zosia Samosia (sama sobie pójdzie i zje).

Nie lubię spożywać posiłków samotnie (zwłaszcza solidniejszych posiłków - co do szybkiej kanapki w pracy nie mam jakiś specjalnych preferencji). Zazwyczaj posilam się w towarzystwie T. lub Potomka. Jeżeli jednak zdarzy się, że obydwu nie ma pod ręką, a zjeść coś trzeba - wybieram asekuracyjnie miejsca dobrze mi znane i takie, w których czuję się swobodnie (tzn. nie czuję, że muszę przepraszać, kiedy sama jedna zajmuję stolik, na który być może czyha kolejka innych głodnych, a kelner wzdycha, że tylko zupa i kawa przez godzinę podczas gdy książka wciągnęła i zgubiło się poczucie czasu).
Od dłuższego czasu takim miejscem jest dla mnie Bunkier Cafe.
Pyszne śniadania (jajka i pankejki - rewelacja!), bardzo dobre kanapki (ni to burgery) z frytkami, rewelacyjne zupy (mój faworyt to krem z kukurydzy) i zjadliwe makarony (jadłam jeszcze łososia, ale w kwestii łososia jestem wybredna,a trafił mi się zbyt słony).

Mają Tyskie Książęce Czerwone Lagerowe, kawę w ogromnych kubkach i ciasta grzechu warte. Polecam!
Jako, że w Bunkrze bywa tłoczno trzeba mieć inne miejsce w odwodzie - z takiej potrzeby odkryłam ostatnio dla siebie La Petite France - bistro połączone ze sklepem z francuskimi specjałami. Zlokalizowane w samym centrum, a jednak jakby na uboczu (ul. św. Tomasza - przy samych prawie Plantach od strony ul. Westerplatte) niewielkie, przytulne miejsce z miłą obsługą i menu jakie lubię (niezbyt długie;).
Próbowałam trzech zup: cebulowej, marchewkowej z imbirem i porowo-ziemniaczanej (ta ostatnia na zdjęciu - moja faworytka)
Zazwyczaj zamawiam też zestaw serów (do wyboru twarde, miękkie, kozie i pleśniowe) z dopasowanym  do zestawu winem (na winach nie znam się zbytnio - nigdy nie pamiętam co z czym i do czego - zdjęcie ze mnie obowiązek wyboru uważam za plus. Jednak jeżeli ktoś woli wybrać sam - nie ma przeciwwskazań).


Próbowałam także galette* (tu mamy wybór spośród dwóch opcji: z jajkiem i szynką i ze szpinakiem i kozim serem - preferuję ze szpinakiem)
Do wyboru jest również kilka deserów. Przy pierwszej wizycie w La Petit skosztowałam Kouign Amann (ciasta z Bretanii z solonym masłem - słodkie/lekko słone  o wyraźnym posmaku cynamonu) i ju nigdy później wybór czegoś innego do głowy mi nie przyszedł (choć słyszałam, że i pozostałe desery są pyszne;).
W menu znajdują się także pozycje bardziej treściwe oraz sałatki i bagietki. Lokal serwuje też śniadania.
Świetne miejsce na niezobowiązujący wieczorny posiłek, pogaduchy przyjaciółką przy winie, szybki lunch czy (jak w moim przypadku) samotny posiłek.

Odpowiednia głośność (głównie francuskiej) muzyki oraz literatura francuska do posiłku, a po jedzeniu można zabrać ze sobą do domu któryś  z przysmaków leżących na półkach i w lodówkach (polecam szczególnie ser Reblochon - cuchnie jak stare kapcie ale  w smaku...poezja:)

Ps. jedyny minus to czasem zbyt długi czas oczekiwania na zamówienie.

Le Petite Bistro, Św. Tomasza 25, Kraków
(i Bunkier Cafe, Plac Szczepański 3a, Kraków)

*Galette Bretonne to naleśniki z mąki gryczanej popularne w Bretanii oraz Normandii (za www.przyślijprzepis.pl)