Z czasów
swoich studiów dietetycznych (podyplomowych co prawda, ale zawsze to liźnięcie
jakiejś wiedzy fachowej) kojarzę bądź to książki żywienia dotyczące ogólni,
bądź to sposobu odżywiania w poszczególnych jednostkach chorobowych (przy czym
otyłość potraktuję tu jako jednostkę chorobową właśnie) i typy diet dla nich
stosowne – poparte długoletnimi badaniami klinicznymi i wieloletnią obserwacją
przypadków. Ale to grube tomy, bez pięknych ilustracji, szczegółowych menu
dziennych i nie okraszone wstrząsającymi relacjami ludzi, których tylko taka a
nie inna dieta uratowała przed niechybną śmiercią.
Teraz książek
dotyczących zdrowego odżywiania szukam zasadniczo hobbystycznie i rzuciła mi się w oczy jedna prawidłowość:
większość nowości rynkowych to książki o dietach „bez” – bez glutenu, bez
laktozy, bez glutenu i laktozy, tylko bez mleka, tylko bez pszenicy, czy bez mleka
i pszenicy do kupy, bez mięsa oraz - hit ostatnich miesięcy – bez cukru (3
tytuły w ciągu ostatniego trymestru). Mały szok.
Zawsze
wydawało mi się, że podstawą diety zdrowej jest jej bycie różnorodną i
zbilansowaną. Sama aktualnie jestem na ścieżce uczynienia ze swojego jadłospisu
najpierw czegoś zdrowego,
a następnie mniej zakwaszającego organizm (uwielbiam wszystko, dosłownie WSZYSTKO co organizm zakwasza – jakby mój gust kulinarny miał jakieś detektory;), ale taka rynkowa tendencja (będąca zapewne odbiciem preferencji klientów księgarń) mnie zastanawia.
a następnie mniej zakwaszającego organizm (uwielbiam wszystko, dosłownie WSZYSTKO co organizm zakwasza – jakby mój gust kulinarny miał jakieś detektory;), ale taka rynkowa tendencja (będąca zapewne odbiciem preferencji klientów księgarń) mnie zastanawia.
Taką książkę bym widziała jako
bestseller: „Bez przesady”;)
A na zupełnym marginesie: czy
ktoś czytał kiedyś jakieś opracowanie na temat diety dla osób z aparatami
ortodontycznymi? Tzn. zdrowej diety – wiem, że mogę zawsze miksować wszystko,
co mi się pod rękę nawinie i jeść przez słomkę przepijając jogurtem. Nawet po
przejściu początków, kiedy gryzienie po prostu boli, nie da się jeść surowych
warzyw i owoców, chleb pełnoziarnisty także stanowi problem (wiem co mówię, 6
razy klejono mi zamki bo odzwyczaiłam się od miękkiego, białego chleba i nie
odcinam skórek). Nie mówiąc już o tym, że jak się ma szyny na obu szczękach,
wyciągi, płytkę nagryzową, i takie śmieszne rozpórki, żeby nie zagryzać zębów –
jedzenie wszystkiego, co nie jest przetworzone, zmielone, miękkie lub
rozgotowane praktycznie nie wchodzi w grę. Nie żujesz – nie mieszasz jedzenie
ze śliną, enzymy nie rozkładają prawidłowo posiłku, pokarm jest źle
przygotowany do strawienia i nawet całkiem zdrowe brokuły na parze które da się
zjeść – nie dostarczają tyle, ile by mogły. Ja bardzo poproszę książkę: Zdrowa
kuchnia dla metalowej buźki (W modnym trendzie mogłaby być też ewentualnie
„Diet bez gryzienia/żucia”
To można jeść jak się ma aparat |
a tego raczej nie;) |
Kinga namów mnie na koktajle :). Szczęśliwie aparat zdjęłam już parę lat temu i mogę udawać że nie pamiętam jak było ;)
OdpowiedzUsuńOjjj na koktajle to ja mogę namawiać zawsze i wszędzie. Jetem wyznawcą z zapałem neofity i wkrótce pewnie będę robiła koktajle z wszystkiego - robiłabym pewnie nawet z kurczaka (gdybym go jadała:). Koktajle to najwspanialsza na świecie rzecz jest! I dowiedzione w praktyce, że dodanie banana albo masła z migdałów czy nerkowców nawet z jarmużu i buraka zrobi coś takiego, że niejeden deser wymięka:))
OdpowiedzUsuńMoim jedynym i ulubionym koktajlem jest koktajl truskawkowy, inne też są, ale ten przebija wszystkie :)
OdpowiedzUsuńCzekam na sezon truskawkowy, już nie mogę się doczekać.
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do mnie w wolnej chwili.
36 yr old Developer II Malissa Hucks, hailing from Baie-Comeau enjoys watching movies like Blood River and Rappelling. Took a trip to Palmeral of Elche and drives a Bronco. wizyta
OdpowiedzUsuń