Catering dietetyczny – rzecz dla osób w wiecznym niedoczasie
i bez najmniejszych chęci na gotowanie idealna. Tylko czy aby na pewno?
Dostarczony w dowolne miejsce (dom, praca czy też inny, wybrany przez nas
adres) o wybranej porze kompletny zestaw posiłków na cały dzień: marzenie.
Wygoda niewątpliwa. Kolejny plus to brak konieczności zastanawiania się ile co
ma kalorii, jakiem wielkości mają być porcje i z czego się składać. Można
wybrać sobie zakres kaloryczny, zaznaczyć na ile posiłków się decydujemy, czy
wybieramy dietę na 5 czy na 7 dni w tygodniu (w tej drugiej opcji posiłki
weekendowe dostarczane są w piątek – w niewielu przypadkach w sobotę).
Oszczędność czasu i zachodu. Tyle. Bo już oszczędność pieniędzy na pewno nie (w
Krakowie nie udało mi się znaleźć formy z ceną za dzień niższą od 45 zł – ale
też niższych się nie spodziewałam. Samodzielne gotowanie dla jednej osoby
mogłoby, przy moich zdolnościach, kosztować drożej). Ze smakowitością potraw
też jest nie za dobrze, ale też zapewne przy wielości preferencji smakowych
klientów trudno jest znaleźć złoty środek i dogodzić każdemu. Dodatkowo w moim
przypadku na walory smakowe wpływa nieposiadanie kuchenki gazowej elektrycznej
ani mikrofalowej – zimny obiad smakuje mniej wybitnie niż jakikolwiek ciepły.
Ze względu na pracę, czy raczej na niemożność wyjścia z niej
między godziną 9.00 a 18.00, po miesiącu zajadania się drożdżówkami i
garmażerka z pobliskiego baru, do którego wyskakiwałam z duszą na sercu (bo np.
biznes mojego życia umknie mi kiedy będę kupowała porcję pierogów na wynos;)
postanowiłam wypróbować ofertę jednego z krakowskich cateringów dietetycznych.
Zaznaczyłam opcje diety 1500 kcal, bez żadnych udziwnień, alergii i osobliwych
wymagań. 3 próbne dni kosztowały mnie 99 zł. Nigdy nie korzystałam z podobnych
usług i nie wiedziałam czego się spodziewać, ale mój organizm na sama ideę
diety zaczął produkować nadmiar soków żołądkowych i pragnąć frytek, drożdżówek
i czekolady;).
Śniadanie zostało pochłonięte w minutę – serek z bananem i
omlet – hmmm malusie te porcje :( Nie kładę tego na karb skąpstwa firmy –
raczej podejrzewam, że porcje normalnie przeze mnie spożywane są zbyt duże
(pisałam – mój organizm nie lubi diet;). Głodna byłam już po godzinie –
wytrzymałam kolejną i rzuciłam się na drugie śniadanie: serek z owocami (mogłam
zaznaczyć że nienawidzę brzoskwini – nie zaznaczyłam głodna byłam i brzoskwinię
też zjadłam :). O obiedzie rozpisywać się nie ma potrzeby – był;) Ze względu na
brak możliwość podgrzania – zimne podudzie, z należycie ugotowaną, aczkolwiek
absolutnie nie doprawioną kaszą gryczaną i surówką, której walory smakowe
zostały nadwątlone przez brak z kolei lodówki (pół dnia w szafce bez chłodzenia
też nie poprawia smaku potrawy – nie tylko niemożność podgrzania jak widać;).
Aaaa i żeby nie było, że to dieta to podudzia były ze skóra – kurzej skóry nie
widziałam, nie mówiąc o jej spożywaniu, od wieeelu lat;).
Jestem jeszcze przed sałatką grecka na podwieczorek i przed kolacją,
o której nie napiszę – pokażę ją po prostu, gdyż długo by pisać choć w zasadzie
nie ma o czym;):
No nie wiem – na pewno nie ugotowałabym sobie niczego i
zjadłabym drożdżówki - więc plus jest.
Jeżeli wytrzymam i nie zjem niczego spoza cateringowego menu plusem będzie też
określona ilość kalorii. Jednak pierwszy dzień z 3-dniowej próby skłania mnie
jednak do przezwyciężenia lenistwa i przygotowywania podobnych zestawów do
pracy samodzielnie (że niby coooooo? Jaaa nie dam rady?;))
A Wy macie jakieś doświadczenia z cateringiem dietetycznym?
Ps. Na próbę wybrałam ofertę firmy Fresh Fit – jako jedyni
oferują 3 dni menu próbnego (większość firm oferuje jeden dzień próbny) po
promocyjnej cenie 99 zł.
Zasadniczo wybierając jedynie dni próbne w każdej firmie
oferującej catering dietetyczny w Krakowie można by trochę zaoszczędzić i
wyrobić sobie zdanie na temat tego kto co oferuje/ moje zdanie na dzisiaj to
jednak: gotuj sama!:)
Dzień drugi – w porównaniu z wczorajszą dzisiaj kolacja jest
ogromna, za to nie wiem co mam myśleć o śniadaniu. (No i nie było w nim migdała
a miał być;)
Reszta dnia znośna. Głód mniej ssał i były moje ukochane
pomidorki koktajlowe i rukola i makaron z sosem z rokpola na obiad. Porcje
nadal wydają mi się za małe, ale nie miałam już ochoty zjadać posiłku z
opakowaniem. I smakowite to w sumie było.