Wielki głód nie jest dobrym doradcą jeżeli chodzi o wybór
miejsca do spożycia kolacji, a już wielki głód mój i Potomka w jednym momencie
plus nagły deszcz i brak odpowiedniego zabezpieczenia przeciwdeszczowego – to
doradca baaaardzo zły. Doradził on nam spożycie posiłku w Pizzeri Banolli.
Jadłam tam pierwszy i potencjalnie także ostatni raz.
Zacznę od zalet tego miejsca – była jedna: bardzo miła i
szybka obsługa. I tyle!
Zamówiona kawa z mlekiem…nie wiem jak opisać jej smak nie
używając przy tym słów mogących urazić co wrażliwsze uszy, a lemoniada….nie
była lemoniadą – była wodą (wolę myśleć, że butelkową) z plastrami cytryny i
kilkoma listkami mięty. Może specjalistką nie jestem ale jest dla mnie wyraźna
różnica między lemoniadą a wodą z cytryną w plasterkach.
Pizza z salami: ciasto poprawne, sera odpowiednio ale już
salami smakowało mi kwaskowato, a całość nie pachniała zbyt zachęcająco.
Zamówione na deser tiramisu - zdjęcie mówi samo za siebie:
podane w plastikowym pojemniczku, nieapetycznie wyglądające i smakujące bardzo
alkoholowo a mało kawowo.
Wiem, że nasze zamówienie nie może wyrobić nam zdania o
całości oferowanego w tym miejscu jedzenia, ale w połączeniu z niezbyt
atrakcyjnym wnętrzem lokalu i śnieżącym telewizorem nad głowami klientów…..nie
mam ochoty wyrabiać sobie zdania na temat innych pozycji z menu, poza tymi,
które zamówiłam i które mnie nie zachwyciły.
Pizzeria Banolli, Karmelicka 22, Kraków