Połączyć przyjemne z….przyjemnym – taki cel przyświecał T.
kiedy decydował się zarezerwować stolik na mecz otwarcia Mistrzostw Świata w
Piłce Nożnej. Mecz obejrzeć i kolację zjeść – dwa w jednym, z czego mecz był
ewidentnie ważniejszy i jedzenie miało być jedynie dodatkiem, więc nie od jego
jakości zależał wybór miejsca ale od bliskości do ekranu :)
W Irish Mbassy ekranów jest wiele – szczęśliwie stolik
zarezerwowany znajdował się w bezpośredniej bliskości jednego, więc jedzenia
się T. nie czepiał – ja czepiać się nie czepiałam również, chociaż normalnie na
sam widok menu moje żyły zamieniłyby się w rzeki cholesterolu a po sercu
spłynął tłuszcz :) Menu w tym miejscu jest bowiem typowo…hmmm…męskie? Mięsne,
pieczone lub smażone na głębokim tłuszczu,
z zawiesistymi sosami, majonezem,
sosem bbq, mnóstwem soli, ograniczonym wyborem warzyw i doskonale
smakujące z piwem:) Jednym słowem – czego chcieć więcej?;) Mecz, piwo i frytki
oraz tłuste udko/skrzydełko w dłoni. Nie mówię, że jedzenie jest w Irish Mbassy
niedobre – broń boże – pyszne jest! Wszystko smakuje jak należy. Może tylko
wnętrze jest dosyć duszne, zapach jedzenia zbyt duszący, a piwo szybko się
rozgrzewa – ale przecież nie liczy się jedzenie – jak już pisałam – a mecz
widać wyraźnie (chociaż gwar taki, że jeżeli ktoś lubuje się w komentarzach
naszych sprawozdawców – nie ma szans ich usłyszeć.
Czym raczyliśmy się w ten pełen emocji wieczór:
T: Skrzydełka z sosem BBQ i frytkami (ooooogromną masą
frytek – porcja dla naprawdę głodnych kibiców), ja: Fish and Chips – warzywa
były! Żeby nie było, że się wcale nie dało – T. miał do swojego dania jako
dodatek marchewkę i seler naciowy (oczywiście, że nie zjadł)
Ja bardziej w duchu tradycji: groszek i marchewkę (chociaż nie wiem, czy marchewka to tradycyjnie – w każdym razie była) i sos – z majonezem (kocham majonez – ale rzadko sobie pozwalam zjadać go zbyt dużo – tutaj pokrętnie sobie wytłumaczyłam, że nie można nie zjeść – i że to część tradycyjnego dania i że inaczej nie będzie smakowało;))
Ja bardziej w duchu tradycji: groszek i marchewkę (chociaż nie wiem, czy marchewka to tradycyjnie – w każdym razie była) i sos – z majonezem (kocham majonez – ale rzadko sobie pozwalam zjadać go zbyt dużo – tutaj pokrętnie sobie wytłumaczyłam, że nie można nie zjeść – i że to część tradycyjnego dania i że inaczej nie będzie smakowało;))
Nie polecałabym Irish Mbassy jako pierwszego wyboru na
romantyczna kolację, czy na spokojna kolację, czy na dietetyczną kolację lub
osobom z wrażliwym żołądkiem i na diecie z ograniczona ilością kwasów
tłuszczowych – ale komuś kto chce się posilić treściwie w atmosferze sportowego
dopingu – komuś takiemu polecam gorąco.
A tak na marginesie: ciekawe gdzie obejrzymy mecz/zjemy dzisiaj?;)
Irish Mbassy, Stolarska 3, Kraków
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz