Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Wracając z kina zahaczyliśmy o Kazimierz i wstąpiliśmy do Kolanka No6.
Lubię to miejsce i dosyć często zdarza mi się tam jeść (idealna zupa meksykańska!!!) a i Potomek w miejscu tym gustuje (nie trzeba dużo mówić: naleśniki).
W upalny dzień świetną okazała się lemoniada (aczkolwiek owoców w niej jak kot napłakał i samej lemoniady też nie za wiele) i koktajl czekoladowo-bananowy (zastrzeżenia co do ilości jak w poprzednim przypadku).
ja: naleśnika z porami w winie i naleśnika z dorszem i brokułami.
Generalnie nie narzekam na smak podanego dania. Dobre to wszystko było (z czego naleśnik z porem jest od zawsze moim faworytem, czasami detronizuje go jedynie naleśnik z wątróbką i jajkiem, a w chwilach wyjątkowej słabości naleśnik z kaszanką) ale jednak w weekendowe ciepłe dni wybierać się tam raczej już nie będziemy. Ogromne dużo ludzi i personel nie wyrabiał, trzeba było czekać dłużej niż zazwyczaj i dania nie były w tak odpowiedniej temperaturze jaką lubię (zazwyczaj nie mam pretensji co do podawanych mi w kolanku dań - ale też rzadko jadam na Kazimierzu w weekendy - preferuje dni odrobinę mniej obłożone turystami - jeżeli w przypadku Kazimierza w ogóle można o takich mówić).
Kolanko niemniej polecam. Dobre proporcje ceny do jakości i odpowiednia ilość jedzenia, żeby się najeść (choć nie przejeść)
Kolanko No 6, Józefa 17, Kraków
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz