I nadszedł czas na kolację w kolejny wieczór mistrzostw
(Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej oczywiście;) – skoro po meczu drużyny Włoch
poszliśmy z T. do restauracji włoskiej, po meczu z udziałem reprezentacji
Argentyny postanowiliśmy udać się do Pimiento (Argentino Grill).
Miłe to miejsce
mieszczące się na ulicy Poselskiej (jest jeszcze drugi lokal na ulicy Józefa)
serwuje głównie mięsiwa, co dla mnie – osoby mięso spożywającej z rzadka i
raczej niechętnie – jest dużym minusem. Nie marudzę jednak – wiedziałam jakie
menu jest serwowane, a mimo to zdecydowaliśmy na taki a nie inny wybór, gdyż T.
mięsożercą wielkim jest.
Początkowo spotkaliśmy się z odrobiną zamieszania w lokalu,
który obsługiwał w tym samym czasie jakąś imprezę zorganizowaną, musieliśmy poczekać
więc dłuższą chwilkę na menu i napoje, ale później obsługa była już bardzo
sprawna, szybka miła i bardzo pomocna (skorzystaliśmy dwukrotnie w ciągu
wieczora z porady obsługującego nas kelnera odnośnie wyboru pozycji z menu i za
każdym razem rady te okazały się bardzo dobre).
Przystawka (za poradą kelnera): Mergues: kiełbaski
jagnięco-wieprzowe podawane z konfiturą z czerwonej cebuli (na grzance).
Smakowite – kiełbaski grillowane, konfitura…z czerwonej cebuli:) (mam słabość
do czerwonej cebuli w ogóle, a do konfitury z niej jeszcze bardziej)
Danie główne (tylko T. – jak mówiłam, nie gustuję zbytnio w
mięsie i nie wyszukałam tego wieczora wśród dań głównych niczego, na co miałbym
ochotę się skusić):
Stek z biodrowej
"La Morocha" Bife de cuadri (najprawdopodobniej – mięso to dla mnie
mięso, nie odróżniłabym nie tylko z jakiej części zwierzęcia, ale nawet z
jakiego zwierzęcia jest podane mi mięso – no chyba, że byłby to kurczak – choć
i to nie na 100%;) z frytkami – miał być średnio wysmażony i zapewne taki był
ale przy okazji był też zimny, więc został odesłany do kuchni z prośbą o
podanie w nieco wyższej temperaturze – wrócił podgrzany, ale także troszeczkę
bardziej wysmażony.
Ja zdecydowałam się
na sałatkę argentyńską (ze świeżym szpinakiem, awokado, czerwonym grejpfrutem,
pomarańcza i mango) – decyzje tę oceniam jako bardzo dobrą: sałatka świeża, o
orzeźwiającym smaku zapewnionym przez cytrusy, odpowiednio doprawiona octem
balsamicznym.
Dodatkowo poprosiłam
o batata z kiełbasą chorizo i czerwoną cebulą (czy mówiłam już, że lubię
czerwoną cebulę;) – ostrość kiełbasy odpowiednio zrównoważona nieco mącznym
smakiem batata – bardzo dobre i godne polecenia.
Deser (znowu tylko
T. – byłam już tego dnia na pizzy z Potomkiem – postanowiłam nie przesadzać;):
kulki pomarańczowe w czekoladzie podawane z sosem malinowym. T. nie był
zachwycony. Ocenił deser jako modląco słodki, ze zbyt silnym smakiem skórki
pomarańczowej.
Wino domu –
poprawne.
Jako, że spożywaliśmy
kolację w pewnym pośpiechu, chcąc zdążyć na kolejny tego dnia mecz,
postanowiliśmy Pimiento odwiedzić raz jeszcze w bardziej sprzyjających
okolicznościach, ale tym razem wybrać się do lokalu na Kazimierzu.Restauracja Pimiento, Stolarska 13, Kraków
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz