poniedziałek, 12 maja 2014

Ogórki Teściowej i ciasto marchewkowe koleżanki

Kiedy po kolejnej wizycie u Teściowej wracałam do domu z siatką ciężką od domowych przetworów, a brzuchem zapełnionym do granic możliwości przepyszną pomidorowką, niebiańską pieczenią i rozpływającym się w ustach ciastem drożdżowym z owocami, pomyślałam, że takiego skarbu nie można chować tylko dla siebie.
Od dobrych 30 lat usiłuję przekonać siebie i innych, że gotowanie jest dla każdego i jeżeli tylko przeczytam dostateczną ilość książek kucharskich, przejrzę dostatecznie dużą ilość blogów kulinarnych, zaprenumeruję gazetę z kulinariami, zakupie wszystkie kuchenne gadżety i ingrediencje o których się kucharzom nie śniło - to wreszcie coś co ugotuję będzie nie tyle może smaczne, co zjadliwe. Otóż nie! Na prawdę próbowałam. Bardzo mocno próbowałam. I nic. Tymczasem jeść uwielbiam, smak czuję doskonale, z węchem coraz lepiej.
Jadam więc "na mieście", u znajomych, rodziny - wysłuchuję złośliwych komentarzy o przypalaniu wody i uśmiecham pod nosem. Wracając jednak od Teściowej wpadłam na pomysł jak jej i rozlicznym innym osobom i instytucjom podziękować, że mnie karmią. Pokażę ich:) Moja teściowa gotuje lepiej niż niejedna "kuchenna bogini", przyjaciółka robi najrewelacyjniejsze kanapki pod słońcem, ciasta sąsiadki są słynne w połowie dzielnicy - dlaczego nie pochwalić się nimi.
W restauracjach, barach, bistrach i innego rodzaju jadłodajniach, sama czy też w mniejszym lub i większym towarzystwie jadam częściej niż rzadziej - też się mogę opinią podzielić - może kto skorzysta. Za pośrednictwem bloga mogę robić to, co i tak robię na co dzień - gadam o jedzeniu:)))
To ogórki ukiszone własnoręcznie przez Teściową - zeszłoroczne zapasy wręczone mi przy okazji wielkanocnej wizyty. Stary rodzinny przepis - obiecuję wystarać się o przepis:)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz