Podobno jarmuż jest modny. Kiepsko jak widać nadążam za
moda, ponieważ do niedawna w ogóle nie
wiedziałam o jego istnieniu. Ale od pewnego czasu jarmuż wyłazi mi z każdego
kąta (tzn. artykułu, książki, przepisu i straganu na targowisku;), więc
wreszcie, przy okazji wizyty w Biedronce, zachęcona ceną (ok 3 zł. za paczkę) i
tym, że był już umyty i rozdrobniony (aha – wiem, mniej zdrowo – ale ja leniwa
jestem).
Leń zdecydował o formie w jakiej nabyłam jarmuż i leń zdecydował o
formie w jakiej został przygotowany.
Wyszło pysznie i mam nadzieję, że jednak
zdrowo. Tyle ma w sobie dobrego ten jarmuż*, że nawet ja i mój kulinarny
antytalent nie powinniśmy za wiele
zepsuć;)
*Jarmuż to de facto kapusta, uprawiana i spożywana od
starożytności. Ma właściwości przeciwzapalne i wysoką zawartość
przeciwutleniaczy. Zawiera również sulforafan, związek uważany za przeciwnowotworowy.
Jest bogatym źródłem witaminy C, karotenoidów, kwasu foliowego i witaminy K
(ostrożność w jego spożywaniu zaleca się osobom przyjmującym leki rozrzedzające
krew.
Ma także stosunkowo dużo błonnika, potasu, żelaza i wapnia. Zawiera
sporą ilość białka i mało kalorii.
Też muszę w końcu spróbować zrobić:-)
OdpowiedzUsuńPolecam - zaskakująco dobre - szczególnie w farszach i zapiekane - na ostro i z curry i pomidorami:)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń