W czasach zamierzchłych Trattoria Soprano była moim ulubionym
miejscem uroczystych randek (takich specjalnych: rocznicowych, urodzinowych itp.).
czasy zamierzchłe jednak minęły i pojawiły się nowe miejsca randek uroczystych,
sentyment jednak pozostał. A że karmią tutaj całkiem smacznie – z sentymentalizmem
swoim się nie kłócę, tylko od czasu do czasu przychodzę zjeść.
Tym razem na początek uwiodła mnie truskawkowa margarita –
jako, że uwielbiam truskawki – drink ten ma szanse stać się moim ulubionym,
aczkolwiek odkryłam go zbyt późno – wszak sezon na truskawki prawie skończony
(intuicja mi mówi, że z mrożonych drink nie będzie tak dobry). T zamówił coś z
czerwonym martini i limonką, ale ani nie wyglądało tak efektownie jak mój drink
ani tak dobrze nie smakowało.
Przystawka: nasza norma – tatar z łososia – tutaj podawany z
serkiem typu fromage – dobry i do łososia pasujący, ale jak dla mnie zbędny.
Serwowany na plasterkach świeżego ogórka i z ziemniaczanymi chipsami. Co kto
lubi – mnie bardziej smakował do tego tatara zamówiony dodatkowo chleb.
Danie główne: mam swoich faworytów: Fazzoletti z pomidorami i pesto migdałowym (nie wiedziałam co to
fazzoletti, gdy pierwszy raz zamawiałam to danie – nazwa mi się spodobała. Okazało
się, że fazzoletti to „makaronowe chusteczki” – dziwny taki makaron, ale bardzo
pyszny z suszonymi pomidorami – i pewnie nie tylko:) i Troffie ze szpinakiem,
suszonymi pomidorami i orzeszkami pinii. I na to ostatnie danie zdecydowałam
się tym razem.*
Jako, że T. wziął sobie do serca moje ostatnie wykłady na
temat nadmiaru czerwonego mięsa w jego diecie, postanowił zamówić Spaghetti alla chitarra z vongolami –
nie mam pojęcia co to, nie miałam ochoty próbować czegoś co zamknięte było w muszelkach,
jakie przywoziłam z wakacji, żeby ozdabiać nimi szkatułki na pracach ręcznych,
ale T. Twierdzi, że było to bardzo dobre, a żyjątka w muszelkach świeże i
doskonale przygotowane.
Deser – mmmmm. T. jak zwykle się nie popisał, choć trzeba mu
przyznać, że nie zamówił panna cotty – ale tiramisu to też nie szaleństwo z
jego strony (aczkolwiek bardzo dobre).
Sama wybrałam Kawę smakosza (espresso oraz 3 mini desery (creme brulee, torcik
czekoladowy i nugat lodowy). Lubię mieć wybór i lubię kawę, aczkolwiek taki
kofeinowy kop w okolicach 22.00 to chyba nie najlepszy pomysł – chyba, że ktoś
ma przed sobą następne kilka intensywnych godzin (ja nie miałam, więc problemów
z zaśnięciem nie zapisałam na plus – deser jednak był bardzo dobry).
Mimo że w Trattori Soprano jest zazwyczaj ludno i gwarno, a
przy niektórych stolikach, szczególnie tych położonych na antresoli i pod nią,
bywa dusznawo – gorąco polecam to miejsce – nie tylko na specjalne randki.
Trattoria Soprano, Św. Anny 7, Kraków
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz